Pół roku temu oglądałem terminarz wystaw kontynentalnych na stronie FCI. Zauważyłem, że we wrześniu jest azjatycka wystawa w Indiach. Mówię sobie, skoro ze względu na cięty ogon z Keru nie mogę pojechać na Euro Dog Show do Genewy, to może wybiorę się do Indii? Wystawa za kilka dni odbędzie się w miejscowości Ootacamund.
Zacząłem szukać informacji na temat tej wystawy, niestety, wtedy jeszcze nie działała strona internetowa tego show. Znalazłem tylko jakiś dokument w PDF, że taka wystawa ma się odbyć w tym i w tym terminie. Nic poza tym. Wykonałem telefon do zaprzyjaźnionego biura podróży w sprawie biletów. Okazało się, że żaden samolot z Europy nie lata bezpośrednio do tej miejscowości. Ba, ta miejscowość nie ma nawet lotniska. Najbliższe lotnisko, do którego leci samolot z Europy jest oddalone o ponad 250 km. Słysząc te informacje w słuchawce telefonu, odpuściłem sobie tą wystawę. Aż do lipca, gdzie zupełnie przez przypadek znalazłem stronę internetową tego przedsięwzięcia. Wtedy też na nowo zacząłem się interesować wyjazdem.
Napisałem do organizatorów, żeby pomogli mi zorganizować podróż, ewentualnie podpowiedzieli, jak do nich trafić. Ku mojemu zdziwieniu, praktycznie od razu otrzymałem odpowiedź. I tak mój plan na wylot na wystawę psów do Indii był coraz bliższy realizacji. Ustaliłem, że mogę polecieć z Frankfurtu do Bangalore, miasta leżącego ponad 250 km od Ootacamund. Z Bangalore do miejsca przeznaczenia mogę dostać się pociągiem lub taksówką. Okazało się, że TAXI w Indiach jest bardzo tanie. Dlatego postanowiłem, spróbuję zarezerwować bilet i polecę do Indii na FCI Asia – Pacific Section Dog Show 2013. Jako że mój terier japoński jest na tyle mały, że może lecieć ze mną na pokładzie, szukałem takiego połączenia, żebyśmy byli razem podczas lotu. Jedyną ofertę na taki lot z Polski miała Lufthansa. Była nieco droższa od innych linii lotniczych, ale za to pewna. Zdecydowałem się, że zarezerwuje bilet i polecimy z Keru na azjatyckie show.
Początkowo chciałem lecieć wspólnie z Oktawią, ale od kilku miesięcy słyszę w mediach informacje o gwałtach na kobiet. Dlatego dość szybko ten pomysł zniknął z mojej głowy.
Bilet zarezerwowałem w lipcu. W lipcu również starałem się dowiedzieć nieco więcej o Indiach. Przeczytałem kilka poradników, kilka blogów, znalazłem również blog p. Magdaleny Milhoux, która wraz ze swoim psem przeprowadzała się do Indii. Czytając to, co przeżyła, myślałem, że nie może być aż tak źle. Ale cóż, zdecydowałem się lecieć i tyle.
Następnie przyszła pora na rezerwację hotelu. Postanowiłem, że nie będę szukał, wybiorę coś z hoteli, które polecają organizatorzy. Napisałem do nich e-maila, po kilu dniach dostałem odpowiedź, że są wolne pokoje (na zdjęciach wyglądają super) i nie ma problemu, żebym mógł spędzić kilka dni u nich z psem. Zrobiłem rezerwację. Jako że do pracy i kontaktu ze światem potrzebuje dostęp do internetu, zapytałem o wifi w hotelu. Okazuje się, że to rezydencja i nie mają dostępu na terenie obiektu. Zatem, mimo rezerwacji szukałem innych miejsc noclegowych. Niestety, nie udało się nic znaleźć. Jeżeli już coś atrakcyjnego znalazłem, to mimo iż mają dostęp do internetu na terenie hotelu, to nie przyjmują z psem. Jeżeli chce być z psem w pokoju, to nie będę miał internetu w hotelu… Trudno, postanowiłem, że zostanę przy tej rezerwacji a te kilka dni bez dostępu do sieci jakoś przeżyje.
Szukałem informacji na temat wizy do Indii. Okazało sie, że wizę wyrabia sie przez pośrednika, a nie bezpośrednio przez ambasadę. Skorzystałem z firmy pośredniczącej i w niespełna trzy tygodnie otrzymałem wizę. Wcześniej musiałem zrobić zdjęcia do wizy, wysłać wszystkie papiery, kopie biletu, ubezpieczenia, itp. Koszt 360 zł.
Następnie, dowiedziałem się jakie papiery muszę załatwić, by bez problemów wlecieć do Indii. Byłem gotowy. Najpierw zrobiłem psu badania na przeciwciała w Państwowym Instytucie Weterynarii w Puławach. Myślałem, że nie będzie problemu z dostarczeniem próbki krwi do badań, ale się myliłem. Samo badanie to koszt 160 zł. Do tego należy doliczyć 20 zł za pobranie krwi. Badanie badaniem, ale jakoś musiałem dostarczyć z Częstochowy próbkę do Puław, gdzie siedzibę ma PIWet.
Chciałem wziąć kuriera, ale za sam przewóz wraz ze specjalnymi chłodzikami, kurier zażyczył sobie ponad 350 zł! Z Częstochowy do Puław mam 250 km, zdecydowanie taniej było mi przywieźć próbkę osobiście. Pomogła mi w tym Oktawia, która tego samego dnia, co była krew pobrana, dostarczyła próbkę do instytutu. Badanie trwało niecały tydzień. Wynik dla nas bardzo korzystny. Po zapłacie, otrzymałem certyfikat. Z certyfikatem udałem się do mojego weterynarza, który wszystko wpisał mi w psi paszport. Myślałem, że najgorsze już za mną.
Pod koniec sierpnia otrzymałem e-maila od lekarza z lotniska Bangalore, w którym cieszył się, że zdecydowałem się na przylot do Indii i przesłałem mi papiery niezbędne do przylotu z psem do jego kraju.
Oczywiście, wszystkie papiery wypełniłem, zdobyłem wszelkie pieczątki, podpisy oraz dokumenty od mojego weterynarza i od Powiatowego Lekarza Weterynarii. Do tego wypełniłem umowy, które przesłał mi ten lekarz, zeskanowałem i odesłałem do niego.
Odpowiedź przyszła od razu, muszę wypełnić kolejne papiery. W dokumentach, które mi przesłano była tylko jedna informacja, miałem im przedstawić moje papiery meldunkowe w Indiach. Okazało się, że oni nie wiedzą, mimo iż im to pisałem, dlaczego chce przylecieć z psem do Indii na kilka dni. Mogę przylecieć tylko i wyłącznie na stałe, ale muszę im przedstawić papiery meldunkowe z Indii.
Przez kilka dni trwała wymiana e-maili. Rozmawiałem też z lekarzem telefonicznie. Nie umiałem mu wytłumaczyć, że ja nie lecę tam na stałe, ale tylko na wystawę. W końcu nie wytrzymałem. Poprosiłem Związek Kynologiczny w Indiach o pomoc. Ci tak naprawdę niewiele mogli. Dostałem od nich informację, że w kwietniu miały zmienić się przepisy dotyczące wwozu zwierząt do Indii. Mimo ustawy, przepisy nie zmieniły się. W tym momencie jest całkowity zakaz wwozu zwierząt do Indii. Byłem bezradny.
Napisałem desperackiego e-maila do tego lekarza weterynarii, co mam robić. Zasugerował mi jedno wyjście. Muszę wyrobić licencję DGFT (Directorate General of Foreign Trade). Wtedy otrzymam dokument NOC (No Objection Certificate), który umożliwi mi wjazd do Indii. A jak już będę miał NOC, to będę mógł się starać o dokument AQCS, który umożliwi mi powrót do Europy. Jak zdobędę te papiery, to dopiero mam się kontaktować z lekarzem na lotnisku.
Zacząłem szukać w sieci czegoś więcej na ten temat, okazuje się, że licencja DGFT jest to indyjski dokument ds. handlu zagranicznego. Wyrabia się go za pośrednictwem pośrednika w Indiach. Jednak po skontaktowaniu się z partnerami DGFT, znajdującymi się na oficjalnej stronie rządowej, nikt nie wie, jak wyrobić papiery na przewóz psa. Do tego, żeby wyrobić tego rodzaju dokument może tylko Hindus. Napisałem ponownie do Związku Kynologicznego w Indiach, z którym byłem cały czas w kontakcie. Dostałem od nich namiary na hodowcę, który ma taki sam problem jak ja. Z tym, że jest to mieszkaniec Bangalore i może mi pomóc w zdobyciu niezbędnych papierów.
Do dziś wymieniliśmy ze sobą kilkaset e-maili czy wiadomości na facebooku. Przesłałem mu wszystkie papiery oraz opłatę za licencję DGFT. Okazuje się, że kosztuje blisko 2850 zł. Nie miałem wyjścia, musiałem zapłacić. Nowy znajomy z Indii przesłał papiery do DGFT. Miał je odebrać 9 września, ale znowu okazało sie, że to dzień wolny dla instytucji rządowych od pracy. Odbierze je prawdopodobnie we wtorek, 10 września. Następnego dnia wyrobi mi papiery NOC, które umożliwią mi wjazd do Indii z psem. Jako że 11 września miałem wylot, musiałem go przebukować na 12 września, a to kolejne kilkaset euro. Mam obiecane, że jeszcze przed wylotem otrzymam wszystkie papiery i będę mógł spokojnie przylecieć do Indii. Oby…
W międzyczasie organizatorzy opublikowanie swoje oświadczenie na facebooku, że jest im bardzo przykro, że rząd Indii robi takie problemy wystawcom, i że rozumieją, że wielu z nich musiało się wycofać z przylotu na wystawę. Ze 150 zapowiadanych psów z Europy, będzie tylko mój Keru. Oprócz mnie na wystawę przyleci jeszcze jeden handler z Hiszpanii, kilku Rosjan i kilkanaście psów z Azji.
Przed nami wystawa, oby udało się bez problemów wjechać do Indii. Nie wiem czy lub ile europejskich psów ma Championat Indii, ale każdemu z nich na pewno należy się wielki szacunek!
Paweł Gąsiorski